Żużel. Cieślak skomentował jazdę mistrza. "Kolegów to on już chyba nie ma"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Krupa /  Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle
zdjęcie autora artykułu

Jason Doyle wygrał Grand Prix w Warszawie i jest liderem klasyfikacji generalnej. Marek Cieślak mówi, że Australijczyk to poważny rywal dla Bartosza Zmarzlika w walce o tytuł. - Myślę, że po tym turnieju nie ma już za bardzo kolegów - mówi trener.

[tag=21019]

Bartosz Zmarzlik[/tag] był w finale drugi i nie odczarował PGE Narodowego. Za nami osiem edycji Grand Prix w Warszawie i nie nadal czekamy na zwycięstwo Polaka. - Nie narzekajmy i nie opowiadajmy o klątwie PGE Narodowego. Bartek nie wygrał, ale to on w ostatnich latach był cztery razy mistrzem świata. Nie ma drugiej nacji, która może się tym pochwalić. Widać, że bardzo chciał stanąć na najwyższym stopniu podium, ale i tak mamy sukces. Poza tym mam wrażenie, że pod względem emocji to była najlepsza z dotychczasowych edycji Grand Prix w Warszawie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty trener Marek Cieślak.

Były szkoleniowiec kadry narodowej jest pod wrażeniem jazdy Jasona Doyle'a. Australijczyk, który spisuje się przeciętnie w PGE Ekstralidze, w 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland był zupełnie innym zawodnikiem. - Momentami to była walka wręcz, która wykraczała poza normalne ściganie. Zawodnicy rywalizowali o każdy punkt jak o życie. Myślę też, że po tym Grand Prix Doyle kolegów to już nie ma. Ostro niektórych traktował. Zwłaszcza Jacka Holdera. Jestem ciekaw, czy po tej akcji będą ze sobą normalnie gadać. To jednak pokazuje, że jest twardzielem - zaznacza Cieślak.

- Dla mnie to poważny rywal w walce o tytuł dla Zmarzlika. Jemu przypomniały się czasy, kiedy był moim zawodnikiem. Leżał wtedy w szpitalu, byłem u niego, a na ścianie wisiały zdjęcia jego połamanych kości. Tymczasem on mi mówił, że w sobotę pojedzie w Grand Prix. Śmiałem się, a on to zrobił i został mistrzem świata. Charakter ma trudny, ale to twardziel. Jego występy w lidze trzeba odłożyć na bok. Kiedy przychodzi do jazdy po trudniejszych torach, to on nie potrzebuje aż tak szybkiego sprzętu, jak na nasze wyślizgane nawierzchnię. Nadrabia techniką - przyznaje Cieślak.

ZOBACZ WIDEO: Martin Vaculik jest bezradny. Kolejny słaby początek sezonu Słowaka

Przed początkiem finału niektórzy mówili o błędzie Australijczyka, który wybrał pierwsze pole i zostawił czwarte Bartoszowi Zmarzlikowi. Cieślak przekonuje jednak, że o prezencie nie było mowy.

- On nie dał Bartkowi żadnego prezentu. Doyle widział, że ten tor się wysypywał. Luźna nawierzchnia z dużej była już częściowo poza bandą. Poza tym pięć, sześć biegów przed końcem tor zaczął się lekko pruć. Robiły się koleiny i one były właśnie przy krawężniku. Doyle w nie celował i nabierał tam prędkości. Raz nawet mogło się to dla niego źle skończyć. Jego decyzja z wyborem pola była dla mnie od początku przemyślana. Ten plan wypalił - zauważa Cieślak.

Były trener kadry docenił także Szymona Woźniaka, który w Warszawie dotarł do półfinału. Zawiódł go natomiast Dominik Kubera. - W jeździe Szymona było jeszcze trochę chaosu. Czasami nie wiedział jeszcze, co zrobić. Ambicji i agresji mu jednak odmówić nie mogę. Zaimponował mi. Może zaliczyć te zawody jako sukces. A Dominik? Według mnie się spalił. Mówił, że wiele osób mu podpowiadało, ale zawodnik nie może tych wszystkich głosów słuchać. To on jest szefem, który najlepiej zna swój sprzęt. Jasne, że nie miał doświadczenia na takim torze, ale to samo można powiedzieć o Woźniaku. Myślę jednak, że on jeszcze pokaże się z dobrej strony - podsumowuje Cieślak.

Zobacz także: Trwa klątwa PGE Narodowego Coś drgnęło u Taia Woffindena?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty