Nie jesteśmy tak słabe jak się nas postrzega - rozmowa z Leah Metcalf, zawodniczką AZS-u Rzeszów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Amerykańska rozgrywająca w miniony weekend znów zaprezentowała wysokie umiejętności, tyle że zespół nie zdołał pokonać AZS-u Gorzów. Jednak wedle słów 29-latki, karta jeszcze ma szansę się odmienić.

W początkowych dwóch "ćwiartkach" grałyście na naprawdę niezłym poziomie. Wydawało się, że pójdziecie za ciosem i pokusicie się o niespodziankę, niemniej po zmianie stron przyszły gorsze chwile. Co głównie zadecydowało o porażce? Leah Metcalf: Pierwotnie starałyśmy się maksymalnie wykorzystywać posiadany potencjał. Kontrolowałyśmy w miarę możliwości boiskowe wydarzenia i nadawałyśmy tempo. Potem jednak przeciwnik doszedł do głosu. Trafił parę rzutów z rzędu, a my zamiast odpowiedzieć trochę spowolniłyśmy. Niestety gorzowianki wykorzystały ten przestój idealnie i w konsekwencji wypracowały przewagę, której nie oddały. Żeby nie było zbyt pesymistycznie trzeba powiedzieć, że w konfrontacji z wielokrotnym medalistą ekstraklasy nie wypadłyście źle. - Nie jesteśmy tak słabą drużyną, jak mnóstwo osób nas postrzega. Wyniki tego nie obrazują, ale praktycznie co mecz zaliczamy fragmenty, w których generalnie udaje się wcielać założenia taktyczne i zaskoczyć rywala. Potrzeba tylko więcej konsekwencji, by kontynuować rozpoczęte dzieło. W niedzielę jej zabrakło. - O końcowym rezultacie zadecydowały detale. Przecież przed przerwą prowadziłyśmy różnicą kilkunastu "oczek" i powinnyśmy podtrzymywać taki stan rzeczy. Mocno jesteście rozczarowane finiszem? - Głównie mamy świadomość, że zwycięstwo było w zasięgu. Podobne zresztą odczucia towarzyszyły konfrontacji z Centrum Wzgórze Gdynia, gdy przegraliśmy dosłownie minimalnie. Cóż powiedzieć, musimy nadal ciężko pracować, spróbować powalczyć o wygrane i przy następnej okazji wykazać więcej zimnej krwi. Wtedy niewykluczone, że podskoczymy nawet w górę tabeli.

Po końcowej syrenie cieszyły się tylko koszykarki z Gorzowa
Po końcowej syrenie cieszyły się tylko koszykarki z Gorzowa

Przed wami de facto prawie cała runda rewanżowa, a co za tym idzie sporo okazji żeby udowodnić swoją wyższość. - Tak. Liczę, iż wyciągniemy odpowiednie wnioski, co zaprocentuje. Na szczęście do końca sezonu pozostało dużo czasu, także różne rzeczy mogą się zdarzyć. Ludzie z otoczenia klubu nadzieje pokładają w twojej osobie. Pojawiłaś się w AZS-ie zaledwie kilka tygodni temu, a mimo to z marszu stałaś się wiodącą postacią. - Nie zapominajmy, że jestem częścią kolektywu. On w hierarchii wartości zajmuje pierwszą pozycję. Zawsze pracy towarzyszy ogrom obowiązków i ja próbuję wypełniać je rzetelnie. Aktualnie drużyna mnie potrzebuje, ale też nic nie zdziałam bez wsparcia ze strony reszty dziewczyn. Teraz przypuszczam przeanalizujecie dokładnie całą potyczkę… - Dokładnie. Obejrzymy film, zobaczymy, co się działo w poszczególnych partiach. I zaczniecie myśleć tylko o przyszłości? - Pewnie. Nie odmienimy tego, co się wydarzyło.

Źródło artykułu: